Ruszyliśmy z portu niedługo przed zmierzchem. Postawiliśmy żagle i zapaliliśmy lampy nawigacyjne. Powoli, ale nieubłaganie noc ogarniała wszystko dokoła. Gdy zmierzch ustępował ciemnościom, zaczęły wyłaniać się różne światła: miasta na brzegu, mrugające - portowe i, przede wszystkim, – nawigacyjne innych statków.
Ponieważ rejs był szkoleniowo – stażowy i prawie wszyscy łaknęli wiedzy. W pewnej chwili po prawej stronie naszego jachtu, (co prawda w dość znacznej odległości, ale i tak widok był bardzo nieciekawy) pojawił się zestaw świateł: zielone, na prawo od niego czerwone, a dokładnie pomiędzy nimi, lecz nieco wyżej, dwa białe, jedno nad drugim.
-Co to takiego?
Zacząłem, objaśniać, iż statki o długości powyżej pięćdziesięciu metrów obowiązane są świecić zielone światło z prawej burty, czerwone z lewej, świecące ku przodowi, dwa białe: jedno na dziobie, drugie nieco wyżej na rufie, świecące ku przodowi i jedno białe na rufie świecące ku tyłowi. A to, co teraz widzimy to statek płynący dokładnie w naszym kierunku. „Łał …” dało się słyszeć od tego i owego. A co poniektórzy głośno zaczęli wyrażać obawy, czy to aby na pewno bezpieczne.
Po chwili jednak światło czerwone zniknęło i zostały tylko zielone i dwa białe, lecz nie jedno nad drugim a jedno obok drugiego. Wyjaśniłem, zatem, że statek minie nas za rufą i, że w tej chwili nie ma się czego obawiać. Tak też się stało i jakiś czas potem oglądaliśmy już tylko jedno, tylne, białe światełko.
Po tym wydarzeniu niektórzy zaczęli się dopytywać, jak szeroko świecą takie światła statkowe. Zacząłem tłumaczyć, że światła burtowe, to znaczy zielone i czerwone omiatają sektor sto dwanaście i pół stopnia od osi jachtu w prawo – zielone i sto dwanaście i pół stopnia od osi jachtu w lewo – czerwone. Natomiast światła białe skierowane ku przodowi omiatają oba te sektory.
Moim objaśnieniom z wielką uwagą przysłuchiwał się młody człowiek, który stał za sterem. Był, to Góral, który nie dość, że po raz pierwszy był na jachcie, to po raz pierwszy w ogóle widział Bałtyk i jakiekolwiek inne morze. Wsłuchiwał się w każde słowa tak, jakby niczego nie chciał przegapić i wszystko zapamiętać. Każde wyjaśnienia analizował pod nosem i po chwili przytakiwał sobie samemu, co oznaczać by mogło, że zrozumiał i może chłonąć dalej.
Tłumaczyłem, zatem dalej, że jeśli dodamy sektory świecenia świateł: zielonego i czerwonego, to otrzymamy kąt dwieście dwadzieścia pięć stopni... Zerknąłem na Górala – przeanalizował pod nosem i przytaknął sobie głową. Jadę dalej: …. W takim sektorze święcą również światła białe skierowane ku przodowi (wiecie to jedno wyżej drugie niżej). Góral zmarszczył brwi, ale po chwili przytaknął sobie. A światło białe rufowe – ciągnę dalej – świeci w sektorze sto trzydzieści pięć stopni - Góral przytaknął – co po dodaniu dwustu dwudziestu pięciu daje całe trzysta sześćdziesiąt.
Góral zmarszczył brwi na nieco dłuższą chwilkę i odezwał się po raz pierwszy:
- Uuuu, to dużo … .
Nad ranem dotarliśmy do Władysławowa i by spełnić toast "za kolejne cudowne ocalenie" udaliśmy się do knajpy "U chłopa", która podówczas otwarta była całą dobę. Podawano w niej, własnoręcznie robione przez właścicielkę - a wcześniej łowione "własnoręcznie" przez władysławowski kuter - smażone śledziki w zalewie octowej. Tak na prawdę to był główny cel wizyty "U chłopa".
Przybyliśmy i okazało się, że śledziki są i to świeżutko robione. Zamówiliśmy dla każdego po dwa śledziki ze świeżym chlebem, a że rybka lubi pływać, więc wzięliśmy do tego po pięćdziesiąt gram silnie schłodzonego płynu.
Ponieważ byliśmy po całonocnej żegludze więc jedna kolejka nam starczyła i postanowiliśmy wracać na jacht by wyspać się i odpocząć. A, że śledziki okazały się wyborne i niektórzy odgrażali się, że tu wrócą później by będąc wypoczętym rozkoszować się smakiem lokalnego specjału. Tu odezwał się nasz Góral, że on by miał ochotę na jedno piwo i jakby ktoś się przyłączył to on stawia.
Dołączyła cała załoga. Góral poszedł zamówić piwo a ja udałem się do toalety. Idąc do toalety mijałem Górala, który zamawiał piwo rozmawiając z panią za ladą. Zatrzymałem się by posłuchać czy Górala nie "poniosło" i czy faktycznie zamawia po jednym piwie. Usłyszałem taką rozmowę:
Góral
- Poproszę sześć piw. Najlepiej gdyby były w kuflach. Takie najbardziej lubię.
Pani
- A czy mogą być pokale?
- Nie, po kale, to raczej nie ... .
U chłopa zawsze musiało się znaleźć w planie rejsu 😎 to był punkt obowiązkowy.