top of page

Gra w ciepło-zimno

Zdjęcie autora: ZamydlaczZamydlacz

Człowiek nie jest taki żeby nie popłynął. I nie chodzi tu o to, że czasem niektórzy lubią pooglądać jak inni grają w gry. Ale nie dość, że oglądają, to zaczynają się coraz bardziej tym emocjonować. Siadają przed ekranami i patrzą jak inni grają. I coraz bardziej wciągają się w to co widzą. Mimo tego, że widzą, to jeszcze ktoś opowiada im to co widzą. A oni wciągają się i wciągają coraz bardziej. I potrafią tak godzinami przed ekranem siedzieć i emocjonować się patrząc jak inni grają w gry. Tak potrafią się przy tym wciągnąć, że świata poza ekranikiem nie widzą. A emocje tak się nakręcają, że nie tylko komentują, to co widzą, potrafią krzyczeć, śmiać się a nawet płakać. Kupują jakieś gadżety związane z grą. Nawet nie jeden. Czasami te gry tak na nich wpływają, że robią się agresywni i w rzeczywistym świecie wyładowują agresję. I nakręcają się tym oglądaniem, nakręcają, niemal do granic absurdu.

Nie, to nie o to chodzi, że nie zrozumiem nigdy kibiców piłkarskich. To raczej chodzi o te chwile, gdy za rufą znika horyzont a przed dziobem widać tylko bezkres morza. To nie jest ani gra, ani walka z naturą. Jeśli już gra, to z samym sobą, a żywioł  jest sędzią, który potrafi surowo ukarać ale i sowicie wynagrodzić. To taka gra, w której nie chodzi o wygraną, bo jak można wygrać z samym sobą? Ta gra, po prostu się toczy w tobie. Czasem grasz z żywiołem. Oczywiście z nim nigdy nie wygrasz, ale możesz tak zagrać by wyszło na twoje. I pływasz tak by nigdy nie przegrać do końca, bo taka przegrana oznacza ostateczność. Czasem usłyszysz też inną grę, to wiatr w takielunku potrafi wygrywać najprzeróżniejsze melodie. Do tego morze zmusza całą łódź do wydawania z siebie najprzeróżniejszych dżwięków. Na początku zdają się być nieposkładanymi jękami, skrzypieniami, bulgotaniami, szmerami, burczeniami i jeden diabeł wie czym jeszcze. Ale z czasem (trochę jak męczeni ludzie u Łysiaka we "Flecie z mandragory") wszystko zaczyna układać się w jedną pieśń. I, gdy zaczyna brakować któregoś z tych dźwięków, zaczynasz czuć, że coś nie gra.


Silny wiatr

Zdarzyło się w pewnym rejsie. Płynąłem sam po Bałtyku. Był początek kwietnia, więc dni były jeszcze krótkie a noce długie. Wiało dość tęgo i gdy się ściemniało temperatury nie przekraczały pięciu stopni. To był jeden z tych wieczorów, gdy słońce nie zachodziło na czerwono. Na górze ciemne granaty nieba przenikały się z sinymi szarościami chmur. Na dole, na wodzie panowały brązy i stalowo-grafitowe odcienie. Od czasu do czasu, gdy ciemność stratusów stawała się nieco rzadsza, lub znalazłszy niewielką lukę między chmurami księżyc rzucał rdzawą poświatę. Wówczas za sprawą blasków i cieni, które kładły się po wzburzonej wodzie, fale nabierały kształtów skał i głązów. I choć widać było, że się poruszają, zmieniając kształty i położenie, wrażenie, iż to twarda materia było nieodparte.  "A może by tak przespacerować się po tych turniach?" - zaświtało w głowie - "Jeden krok za burtę, krótki spacer po skałkach i wracam. Kości przy okazji rozprostuję." I zaraz kolejna myśl: "Ale zaraz, przecież jestem na wodzie, nie w górach. Dobre Morze co to za spektakl odgrywasz przede mną? W jakąż ty grę chcesz mnie wciągnąć? Oj nie mogę się dać uwieść, gdyż to oznaczałoby niechybny koniec."

I toczyła się ta gra pomiędzy zmysłami wzroku i wyobraźnią a rozumem i rzeczywistością. Na szczęście rozum nie pozwolił by wziąć udział w tym przedstawieniu i wyjść na przechadzkę. Twardo trzymał mnie na łodzi i nakazywał by tę grę jedynie oglądać.

Około piątej nad ranem zrobiło się wybitnie zimno. W nawigacyjnej termometr wskazywał minus jeden stopień Celsjusza. Zarefowany "po zęby" jacht pędził pod silnym wiatrem na północ. Stałem w zejściówce nie mogąc się zdecydować czy wejść do środka czy też wyjść do kokpitu. Zastanawiałem się, co ja tutaj robię. Czy nie lepiej było teraz leżeć w ciepłym łóżku i przewracając się z boku na bok, śnić piękne i ciepłe sny? A potem obudzić się, zjeść wspólne śniadanie z najbliższymi i porozmawiać o tym co wczoraj było i co dzisiaj nas czeka? Po co się tłuc w tej wilgoci i ziąbie? Trzeba wracać do domu. Ale żeby wrócić, trzeba było zawrócić. A by zawrócić trzeba było wyjść do kokpitu, zmienić hals i przełożyć żagle. I kolejna rozgrywka: Z jednej strony dość już tego wszystkiego. Po co się męczyć i szarpać? Pora wracać do domu, tam ciepło. Ale drugiej strony - tak po prostu się poddać i wracać? Ale tu zimno. No to wracać. Ale przede wszystkim, by wracać trzeba by wyjść spod osłony owiewki, na wiatr, na chłód i jeszcze coś przy tym robić. Postanowiłem, że poczekam aż wyjdzie słońce i wtedy rozstrzygnę. Za dnia lepiej decydować. No i cieplej i jaśniej będzie w razie konieczności manewrów.

Ciekawy zachód. Taka gra

Słońce wlało w duszę nieco optymizmu, więc postanowiłem, że popłynę dalej. Tu odezwał się żołądek. Jego "ssanie" i dźwięki, które z siebie wydawał ewidentnie wyrażały prośbę o napełnienie. Trzeba było zrobić coś do jedzenia. I znowu ta gra w ciepło - zimno. Czy zrobić coś na ciepło, czy na zimno do jedzenia? Na zimno trochę łatwiej, nie trzeba tyle w rozszalałym kambuzie siedzieć. Wystarczy chwycić coś w rękę i już. Ale z drugiej strony przydałoby się coś ciepłego i kalorycznego.

Wtedy nie byłem tak przygotowany jak bym to dziś uczynił. Można przygotować się wcześniej i mieć pożywne rzeczy na zimno lub w prosty sposób zrobić jedzenie na ciepło.

Jednym ze sposobów jest wykorzystanie gotowych dań przyżądzonych wcześniej, które można zjeść na ciepło jak i na zimno. Do takich klasyków należą: kurczak pieczony, schabowe, mielone czy upieczona karkówka. Danie takie może śmiało poleżeć w lodówce kilka dni, a potem wystarczy wyjąć i zajadać z chlebem na zimno lub przed spożyciem włożyć na trochę do piekarnika i zajadać na ciepło. Gdy korzystamy z piekarnika, to można trochę wcześniej włożyć do niego dobrze umyte (ale nie obrane), gdy są jeszcze wilgotne, otoczone w mące pszennej z dodatkiem soli ziemniaki. Potrzebują około godzinki w 200 stopniach. Będziemy mieli nasze mięso z ziemniakami w upieczonej skorupce - jak z ogniska.

Można też całość urozmaicić i (czy na ciepło czy na zimno) pokrojone, gotowe mięso dodać do sałatki. W jej skład mogą wchodzić pomidory, ogórki, cukinia, papryka, kukurydza, biały ser, zielenina (sałata, rukola roszpunka) - w zależności co nam w duszy gra i co mamy pod ręką. Takie danie ma to do siebie, że można je przygotować gdziekolwiek nie koniecznie w kambuzie. Np. w kokpicie.

Inną opcją są zawijańce. Do tego może służyć tortilla, pita, lawasz czy naleśniki. Składniki, o których mowa wcześniej zawinąć w gotowe ciasto wysmarowawszy je uprzednio jakimś "mazidłem" - keczup, jogurt, biały serek, majonez a jak kto woli, to i musztarda. Taki dobrze zawinięty rulon jest wygodny przy jedzeniu i, co może mieć nie banalne znaczenie, nie trzeba używać naczyń i sztućców. Smakuje na zimno. A by był ciepły wystarczy zawinąć w folię aluminiową i przed jedzeniem wstawić do piekarnika.

Jeśli został makaron z poprzedniego dnia (albo celowo ugotowany był w większej ilości), to można łatwo zrobić zapiekankę makaronową na ciepło. Naczynie, w którym będziemy piekli trzeba dobrze wysmarować oliwą i ułożyć warstwami makaron, żółty ser i warzywa lub grzyby jeśli są na pokładzie. Lub i warzywa i grzyby. Może też być fasolka szparagowa. Generalnie to co najlepiej będzie nam smakowało i jest pod ręką. Doprawmy to czosnkiem i ulubionymi przyprawami. Na wierzch jeszcze dużo startego żółtego sera. Wszystko jeszcze skropić oliwą. Po niespełna pół godzinie w piekarniku nagrzanym do ok. 190 - 200 stopni mamy gotowe ciepłe danie.

Może tych kilka przykładów natchnie was do własnych pomysłów na kambuzową grę w ciepło - zimno. Ważne by być jej uczestnikiem a nie gapiłem. Oczywiście prościej i wygodniej włączyć ekranik, patrzeć i zżymać się, że bałwan robi na ciepło a wiadomo, że lepiej na zimno. A gdy robi na zimno to osioł, bo przecież wszyscy wiedzą, że powinno się na ciepło.  Ale przecież nie o to chodzi.


Żeglarstwo

 

3 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Orka w morzu

Comments


©2020 by Artur Zamydlacz Szklarz.

bottom of page